czwartek, 31 stycznia 2013

Ahoj !

Ahoj! Widze, że tu wchodzicie. Myślicie, że nie widzę? :P Jestem niczym 'oko Saurona' :P
W komętarzu do tego postu proszę napisz o czym mam pisać opowiadania! CHCESZ KOLEJNĄ CZĘŚĆ ZAGUBIONEJ, A MOŻE UPADLI? Albo coś nowego? Napisz tematykę opowiadania.
POZDRAWIAM Gorąco. Strana Ragazza :*

sobota, 26 stycznia 2013

Zagubiona cz.5

Przybyli tu. Czarni Jeźdźcy. Znów poczułam ból głowy gdy usłyszałam ich pisk. Z łóżka poderwali się hobbici. Spojrzałam się na Aragorna, ale on wpatrywał się w ogień ledwo tlący się w kominku. Był całkiem spokojny. Dlaczego? Może nas wydał im?
-Wyruszamy jak wyjadą.-powiedział spokojnie. Hobbici szeptali coś między sobą. Moje wątpliwości od razu się rozwiały.
  Z budynku obok było słychać krzyki kobiet, dzieci i mężczyzn. Czyli zobaczyli już rycerzy cienia. Te krzyki przypominały te, które słyszałam przed wyjściem z wioski. W obu przypadkach było tyle samo bólu i rozpaczy. Żal przepełnił mnie całą. Schowałam twarz w rękach opartych o kolana. Chciałam schować łzy, które mimowolnie uciekły pod wpływem wspomnienia tego okropnego popołudnia gdy musiałam uciekać z mojej wioski. Aragorn dotknął mojego ramienia w geście pocieszenia. Starałam się nie reagować. Na dodatek moja głowa bolała mnie niemiłosiernie. Po chwili wszystko ucichło i było słychać oddalający się stukot kopyt. Całkowitą ciszę zakłócały tylko iskry w kominku.
    Rano obudziłam się na fotelu. Przez okno wpadały promienie słoneczne. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było w porządku tylko brakowało mi nowo poznanego kompana. Spojrzałam na drzwi, które były delikatnie uchylone. Wstałam cicho i zeszłam do prawie pustego baru. Przy ladzie siedział Obieżyświat- jak go tu nazywają, a przed nim stała 'milutka' kelnerka. Zeszłam po schodach na dół i nagle usłyszałam, że hobbici rozmawiają w pokoju. Także już wstali. Usiadłam obok niego i się na niego spojrzałam. Spojrzał na mnie również. Mogłabym przysiąść, że na jego twarz przez chwilę gościł uśmiech.
-Gdy spałaś pozwoliłem sobie obejrzeć  twoją broń. Masz solidny miecz. I dałbym głowę, że gdzieś już taki widziałem.
-Możliwe. To miecz mojego ojca.-spojrzałam się na drewniane schody, po których zbiegli moi towarzysze pełni energii. Stanęli za nami z uśmiechami na twarzach.
-To co ruszamy?-spytał Pipin. Aragorn przytaknął. Gdy już sprawdziliśmy czy wszystko mamy ruszyliśmy na północ w stroną gór Mglistych.-Gdzie teraz idziemy?
-Do krainy elfów.-odpowiedział.
  Szliśmy lasem dzień i noc robiący tylko przystanki na zjedzenie czegoś. Nasz przewodnik powiedział, że później odpoczniemy, a teraz najlepiej jak najszybciej dojść do Rivendell.
  Nogi zapadały się w błocie, które powstało ostatniej nocy. Słońce wyłaniało się znad koron drzew oświetlając nasze twarze. Zieleni była wszędzie. Czułam się wypoczęta i pełna energii choć od ponad 24 godzin nie odpoczywałam. Pipin i Marry szli z uśmiechami na twarzy. Ptaki radośnie śpiewały. Aragorn szedł na przodzie. Przez większość drogi nawet raz nie sprawdził czy wszyscy idziemy. Wydaję się być lekkim dziwakiem. Hm, ale może zbyt pochopnie go osądzam? Tak jak ludzie w mojej wiosce.
  Hobbici ciągle coś nucili, ale po dłuższej chili ich nucenie zamieniło się w śpiewanie. Spojrzałam się na Froda i Sama z uśmiechem i obaj mi odpowiedzieli. Obok nas szedł Pipin i Marry podskakując i śpiewając.
-(...) Hej, hej wesoło nam, że pogodę dzisiaj ładną mam. Hej, hej wesoło mi, że w mej paczce fajkowe zioło tkwi.
Cóż dziwnego, że hobbit skacze kiedy ktoś inny ciągle płacze, Cóż dziwnego, że rozśmieszyć dzisiaj twoją buzię chcę!Hej, hej wesoło nam, że pogodę dzisiaj ładną mam. Hej, hej wesoło mi, że w mej paczce fajkowe zioło tkwi.(...)-śmiałam się do siebie pod nosem. Trzeba się cieszyć bo wiem, że za chwilę będę musiała przestać. Hobbici śpiewali tak przez pół godziny.-(...) Cóż złego, że w hobbicie wsparcie maaaaaaaaasz? Tego nie wiem już sam! HEJ!-zaczęłam cicho klaskać by pokazać, że choć było to męczące to bardzo mi się podobało. Nagle Aragorn stanął, a ja niezdarnie zaparzona w hobbitów na niego wpadłam."Cicho." uciszył nas. Moja głowa znów zaczęła boleć. Zrozumiałam, że to oznaka, że zbliżają się ONI. Wszyscy się po chowali. Tym razem mój ból się szybko nasilił. Już miałam wskoczyć do kryjówki, w której znajdował się Sam i Frodo kiedy poczułam jak coś przeszyło moje ramię. Była to strzała. Aragorn nie czekając wyskoczył i zaczął z nimi walczyć. Frodo chciał pójść w jego ślady, ale mu zabroniłam i kazałam siedzieć aby nic mu się nie stało. Byłam otumaniona i przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Oglądałam jak Aragorn, Pipin i Marry dzielnie walczą. Gdy się otrząsnęłam chwyciłam za mój miecz i dołączyłam do nich. Jeden z NICH zniknął mi gdzieś z oczu i ujrzałam jak godzi Froda sztyletem. Wyjęłam strzałę z kołczanu i strzeliłam do niego. W tym samym momencie kiedy grot strzały wbił się pod czarną szatę usłyszałam  pisk. Wszyscy wrogowie wsiedli na konie i zaczęli uciekać. Poczułam silne zawroty głowy. Ktoś do mnie podszedł z tyłu i coś powiedział, ale nie rozumiałam co. Miałam chwilowe problemy z koncentracją. Czułam się jakbym śniła. Wszystko dookoła wirowało. Znów ból. To Aragorn wyjął strzałę z mojego ramienia.
-...Jad już wsiąkł. Tak samo jak u Froda.
-Jad?-spytałam.- Co z Frodem?-podniosłam się szybko. Szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet, że klęczałam. Nie mogłam zapanować nad nogami. Aragorn wziął niziołka na ręce.
-Dasz radę iść?-w odpowiedzi skinęłam.- Może twój organizm lepiej sobie poradzi. Chodźmy! Musimy jak najszybciej dojść do Rivendell.
 Do miasta elfów jak powiedział Aragorn było półtora dnia drogi. Musieliśmy iść szybko.
 Widziałam jak Frodo opada z sił. W połowie drogi gdy na niego spojrzałam wyglądał przerażająco. Jego oczy jakby były brudne, a od tego brudu białe. Pod oczami miał sińce i był jakby nie przytomny. Szczerze mówiąc ja też nie czułam się najlepiej. Powoli zaczynały boleć mnie kończyny i brzuch. Czułam jakby uciekała ze mnie energia. Postanowiłam iść z tyłu by nikt nie widział co się ze mną dzieje. Co jakieś dziesięć metrów moje nogi odmawiały dalszej drogi i uginały się w kolanach. Wtedy szybko łapałam się czegoś i podciągałam się. Po drodze, nie pamiętam kiedy dokładnie dołączył do nas przyjaciel Obieżyświata. Był to elf o długich blond włosach. Powiedział, że wyszedł nam na przeciw po za długo idziemy. Nie wiedział, że jest aż tak źle. Kilka razy musiałam go upewniać, że nic mi nie jest i nie potrzebuję pomocy. . .
 W końcu doszliśmy do właściwej drogi, a stamtąd jak mówił nasz przewodnik była już niedaleka droga do celu. Przy rzece czekała na nas piękna elfka na koniu, która zabrała Froda by szybciej go dowieźć i wyleczyć. Pytała się czy mnie też zabrać bo wyglądam źle, ale się nie zgodziłam. Dobijało mnie to, że tak bardzo po mnie widać, że źle się czuję. Gdy odjeżdżała wyprostowałam się i szłam szybko. Przez chwilę o wszystkim zapomniałam. Nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem słaba. Nie wiem skąd elfka wiedziała, że będzie nam potrzeba. Może miała jakiś dar?
  Szliśmy, a droga coraz bardziej mi się dłużyła. Wędrowaliśmy w milczeniu bo wszyscy martwili się o Froda. Nawet nowo przybył elf. To Frodo odgrywał tu główną rolę, a teraz coś mu zagrażało. Gdy zapadł zmrok czułam, że zaraz upadnę. Nogi uginały się pode mną bez mojego pozwolenia coraz częściej.
-Już niedaleko. Tylko przejdziemy most i polanę koło gorących źródeł.-powiedział i wskazał drogę. Wszystko przed moimi oczami rozpływało się. Widziałam tylko kręcący się most, który widniał w niebieskiej poświacie. Most był ze starych desek pod którymi były bagna. Nie wiem kiedy straciłam przytomność.

wtorek, 22 stycznia 2013

Upadli cz. 2

Po chwili przyglądania się aniołowi wróciłam do książek i wtedy trafiłam na coś ciekawego: "(...) Wąż starodawny, który się zwie diabłem i szatanem, zwodzący całą zamieszkaną ziemię, został strącony na ziemie, a z nim strąceni zostali jego aniołowie. (Ap 12, 7-9)" , "Jezus wtedy powiedział o szatanie i jego aniołach" , " (...)upadek dla aniołów jest tym, czym dla człowieka jest śmierć. Z chwilą bowiem upadku nie mają już możliwości poprawy, tak jak nie mają jej ludzie z chwilą śmierci" . To ostatnie to były słowa autora. Coś mi się tu nie zgadzało bo gdzie indziej czytałam, że każdy zasługuje na poprawę. Nawet upadli, którzy w ramach pokuty muszą wykonać jakieś zadanie. 
-Nie każdy upadły jest zły.-powiedział ksiądz Brad odkrywając kolejny posąg anioła. Marmurowa postać stała dumnie, a u boku miała miecz. Powiedział to tak jakby słyszał moje myśli.- Każdemu potrzebna jest druga szansa.-powiedział. Mówił tylko do mnie. Mela ignorowała go i czytała. Postanowiłam sobie to wszystko spisać. Nagle z książki, którą trzymałam wypadło parę kartek w kratkę. Jakby z jakiegoś zeszytu. Schyliłam się po nie.  Całe były zapisane. Zaczęłam czytać. "Upadłe anioły są wśród ludzi. Zgrzeszyły i za karę zostały obdarte ze skrzydeł. Na pamiątkę zostawiono im tylko bolesne i krwawe, często, blizny. Oprócz tego nałożone są na nich kary, ale zależy ona od tego za co zostali wygnani z królestwa niebieskiego. [...] Może być im dana łaska, a wtedy mają zadanie i po jego wykonaniu zostają s powrotem wpuszczone do nieba. [napisane coś nieczytelnie połowę kartki] Ktoś tu idzie. Mam nadzieję, że to nie oni, że to nie ci źli dla których nie ma łaski. Słyszę jak coś mówią. Jeśli ktoś to znajdzie niech po przeczytaniu odłoży to s powrotem. Ta wiedza jest tylko dla ciebie! Kończę bo muszę uciekać. A po drodze jeszcze znaleźć Reymonta.
Jessica Perry.
Reymont Reepyns."

Nagle światła  zaczęły mrugać i nie wiadomo skąd wziął się wiatr. Rozejrzałam się a ksiądz stał już w drzwiach i nerwowo spoglądał na korytarz w obie strony. Spojrzałam na Mel, a ta na mnie. Rzuciłyśmy wszystko i podeszłyśmy do księdza.
-Może lepiej już pójdźmy.-powiedział zamykając drzwi na kłódkę, której wcześniej tu nie było.
-Co się dzieje?-spytałam równo z Mel. 
-Nie jesteśmy tu mile widziani.-powiedział i spojrzał w korytarz na którym zaczęły jedna po drugiej gasnąć lampy.-Maci nikomu nie mówić o tym, że tu byłyście i nie mówcie skąd macie informacje.- Nagle zza rogu wyszedł młody chłopak, który chodził do naszej szkoły. Nazywał się James. Wystraszyłam się gdy go zobaczyłam. Miał na sobie skórzaną, czarną kurtkę, szary t-shirt i ciemne dżinsy. Jego włosy były lekko kręcone i trochę dłuższe niż u większości chłopców. Był wyższy ode mnie o głowę. Ksiądz jakby go tu oczekiwał.-Oh. Drogi Jamesie. Dobrze cię widzieć. Zabierz dziewczyny do wyjścia, ja zostawiłem coś w sali.-powiedział i znikł. Chłopak spokojnym krokiem odprowadzał nas do drzwi.
-Masz na imię James prawdą?-spytała Amel.
-Tak, a wy?-spytał niechętnie nie odwracając się do nas.
-Ja jestem Amel, ale mówią do mnie Mel. A to jest Aleks.-chłopk odwrócił się i na mnie spojrzał po czym na jego ustach dostrzegłam minimalny uśmiech. Przerażał mnie. Lampy za nami coraz szybciej gasły, a drzwi wyjściowych nie było nadal widać choć szliśmy za sznurem, który wcześniej rociągneliśmy. 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zagubiona cz.4

Energicznie otworzyłam po czym przede mną wskoczyli hobbici. Mieli w rękach dziwne rzeczy. Pewnie brali co było pod ręką aby tylko nie zostać bez broni.
-Zostaw go w spokoju!-krzyknął Sam. Spojrzałam do zaciemnionego pokoju z kominkiem. Oprócz nas stał w nim Frodo, a naprzeciw niego mężczyzna, który go pojmał. Teraz stał bez kaptura i można było dojrzeć jego twarzy. Miał on brązowe włosy do ramion i delikatny zarost. Był wyższy ode mnie. Jego kość policzkowe i koścista szczęka nadawały mu królewskiego wyglądu. Spojrzał się na hobbitów z rozbawieniem, a potem spojrzał na mnie.
-Widzę, że masz dzielnych towarzyszy. Jak się zwą?
-Zostaw go...!-powtórzył sam. Frodo spojrzał się na niego.
-Sam daj już spokój!-westchnął.- To jest Samwaise, to Pipin, Marry i Julia.-powiedział Frodo i opadł na fotel. Cofnęłam rękę od miecza. Skoro niziołek nie uznał go za wroga to czemu ja miała? Lecz pozostałam czujna. Minęłam niziołków i stanęłam obok mężczyzny.
-Wszystko w porządku?-spytałam Bagginsa.
-Tak, to tylko zmęczenie.-powiedział cicho.
-A ty jak się zwiesz?-odwróciłam głowę w stronę mężczyzny, który stał dwa kroki ode mnie. Stałam do niego bokiem.
-Aragorn, pani.-starałam się grać, że jestem nieustraszona tylko nie wiem czy mi to wyszło.-Siądźcie, rozgośćcie się.-powiedział. Hobbici niepewnie usiedli na łóżku, lecz ja cięgle stałam. Stanęłam koło kominka.-Więc szukacie Gandalfa?
-Tak. Wiesz gdzie on jest?-spytał energicznie Frodo. Aragorn pokiwał głową.
-Mówił, że was spotkam, ale nie wspominał, że tak licznie. Dość nie rozważnie obchodzisz się z pierścieniem. Ktoś mógłby go zauważyć, a wtedy było by źle.
 Aragorn wyjaśnił, że jest dobrym druhem Gandalfa Szarego, i że jest tu z jego prośby i nie tylko. Wie strasznej mocy pierścienia i  chce nam pomóc. Na początku zarzekł się, że doprowadzi nas do czarodzieja. Potem powiedział abyśmy tu spali nie szli nigdzie indziej ponieważ czarni jeźdźcy są niedaleko i jadą za nami. Pipin, Merry i Sam szybko zasnęli. Prawie, że od razu jak się położyli. Za to Frodo leżał lecz nie spał. Wpatrywał się w smugi deszczu, które obmywały okno. Aragorn usiadł na jednym fotelu, a ja na drugim. Nawet nie chciałam zasypiać. Po krótkim siedzeniu w milczeniu spytał:
-Co ci się stało?-szepnął wskazując na moje ramie obwiązane zakrwawioną szmatką.
-To nic. Mała potyczka.- z przerażającym stworem dodałam w myśli.- Gdzie teraz ruszymy?-spytałam równie cicho.
-Do krainy elfów. Tam czeka Gandalf. Nie mógł się tu zjawić więc przysłał mnie. To dziwne.-spojrzałam się na niego pytająco.-Mówił o hobbitach, ale nie wspominał ani słowem o dziewczynie.
-Tak, on nie wie, że także do niego zmierzam.
-A po co z nimi wędrujesz?-zabrzmiało to jak zarzut.
-Myślisz, że mogłabym im coś zrobić?
-Ależ skąd!-chyba źle oceniłam jego wypowiedź.-Po prostu tak się spytałem.-postanowiłam mu powiedzieć czemu z nimi wędruje.
-Mój brat... mój brat kazał mi odszukać czarodzieja. Nakazał mi to zanim orkowie go zabili. Nie wiem o co mu dokładnie chodziło, ale powiedział, żebym nie dała się pojmać bo dużo ode mnie zależy. Może ty to rozumiesz?-spojrzałam na niego. Siedział w zadumie.
-Tak, rozumiem.-napełniłam się nadzieją.- Jeśli dobrze to interpretuje to jesteś dziewczyną związaną z pierścieniem. Jesteś z nim połączona. Twój pradziad rzucił klątwę na pierwszą jego potomkinię ściągając z siebie tym samym przymus przelania krwi za dobro kraju. Niestety zrobił to nieumiejętnie...-jego wypowiedź przewał huk na dworze. Frodo poderwał się z łóżka i wlepił wzrok w szybę tak jak ja.

Upadli cz.1

-Kto z was ma coś ciekawego? No proszę panno Swits.
-Już proszę księdza. "Bóg bowiem nie oszczędził aniołów, którzy zgrzeszyli, lecz strąciwszy do otchłani umieścił ich w ciemnych lochach by byli zachowani na sąd" Księga św. Piotra.  skończyła czytać Amela.- Mam tu coś jeszcze-bez pytania zaczęła czytać.-"W tym czasie pojawiły się Nefilim(upadły, syn upadłego i córki Adama) na ziemi (a także później), później  synowie nieba współżył z córkami człowieka, która zrodziła ich synów. ~Księga Rodzaju 6.-ksiądz nic nie mówił bo nie spodziewał się takich cytatów. Amela uznała to za pozwolenie na wyciągnięcie wniosków.-Czyli aniołowie zgrzeszyli i zostali wygnani z nieba, ale za to zostali na ziemi z ludzkimi kobietami. Czyli...
-Amel dosyć!-nagle zadzwonił dzwonek.-Panna Swits i Armsters zostają w sali.- W klasie rozległo się buczenie. Wychodząc koledzy mówili, że przygotowałyśmy niezły referat. Amel się z tego cieszyła, ale ja nie.
-Świetnie, teraz będę miała przez ciebie kłopoty!
-Przynajmniej podobało się klasie. No nie wszystkim...-powiedziała i spojrzała na wychodzące z sali rodzeństwo Greutt, którzy spojrzeli się na nas wrogo. Oni byli jacyś dziwni! Zawsze trzymali się razem i byli tacy tajemniczy... coś skrywali. Z myśli wyrwał mnie ksiądz. Dał nam naganę, że zrobiłyśmy pracę na taki temat. Mówił coś, że to coś wbrew kościołowi itp. Nie słuchałyśmy go za bardzo. Już miałyśmy wyjść kiedy młody ksiądz nas jeszcze zatrzymał.
-Jeśli jesteście takie ciekawe tych upadłych aniołów...-zaczął ze skruchą.- Eh. A co tam. Chodźcie ze mną.-Nasza szkoła była olbrzymia i to dosłownie. Była jedną z największych szkół w Wielkiej Brytanii. W tej pod tym względem dokładnie była 3. Legenda głosiła, że miała też potężnie rozbudowane podziemie. Właśnie tam prowadził nas ksiądz. Do wielkich metalowych drzwi za którymi mieściło się podziemie, albo jak nazywali to uczniowie "Askaban". Ksiądz poprosił dozorce aby ten otworzył drzwi. Spojrzałam na Mel, a ta cicho powiedziała do mnie:
-To jakiś zboczeniec. Mówię ci. Jest młody i chce się wyżyć a nie opowiadać o aniołach.-na co ksiądz spojrzał się na nas przez ramie. Od razu się zamknęłyśmy. Zaraz przy wejściu ksiądz przywiązał gruby sznur do haka wystającego ze ściany.-A co po co?
-Abyśmy się przypadkiem nie zgubili. Albo jak wolisz, żebyś widziała którędy uciekać.
"Bez czelny." powiedziała bezgłośnie moja przyjaciółka. Lampy nad nami migotały jak w horrorach. Ksiądz ciągle rozwijał sznur i zerkał na drzwi po bokach. Po kilku zakrętach w końcu otworzył kolejne wielkie, brudnozielone drzwi. Wszedł za nie a ja za nim. Amela była niepewna. Ja czułam, że coś ciągnie mnie z tam. Nie wiem sama czemu. Ksiądz zapalił światło w pomieszczeniu. Było ono ogromne. Ściany były jak wszędzie brudno beżowe.  Pod ścianami stały sterty zakurzonych książek. Każda z 4 ciągnących się wzdłuż siebie ścian była nimi obładowana. Na dodatek w całym pomieszczeniu stały ... jakieś wysokie rzeczy przykryte prześcieradłami. Całe to miejsce było wielkość 6 sal lekcyjnych i było po brzegi wypełnione odorem stęchlizny. Po chwili ksiądz, który przemieszczał się ciągle zaczął mówić.
-Uczono mnie, że ich upadek polega na wolnym wyborze dokonanym przez te duchy stworzone, które radykalnie i nieodwołalnie odrzuciły Boga i Jego królestwo. Ale to nie do końca prawda...
-A co jest prawdą?-spytałam i podeszłam do zakurzonych ksiąg.
-Jeśli chcecie wiedzieć same musicie do tego dojść. Aleks, Amela lubię was i tą waszą dociekliwość. Tak jestem młody, Amel, ale nie zrobiłbym wam krzywdy.-powiedział zły po czym westchnął.- Macie 60 minut. Szukajcie w tych księgach czego chcecie. Spisujcie to, ale nie wynoście ich stąd.
-Proszę księdza co jest po tymi prześcieradłami?- spytała Amela stojąc przy najniższym z nich.
-Zajrzyj, ale może nie pod to...-było już za późno. Amela ściągnęła prześcieradło i ujrzała posąg skierowany twarzą do niej. Była to postać diabła. Amel wystraszona krzyknęła a ja i ksiądz zaczęliśmy się śmiać. Potem wróciłam to szperania.
 W sumie to nic na temat upadłych nie znalazłam przez dobre 30 minut. Potem postanowiłam odpuść moim oczom na chwilę i podeszłam do jednego z zakryty posągów i zdjęłam z niego prześcieradło, a moim oczom ukazała się postać zapłakanego anioła patrzącego ku górze. Ręce miał złożone w błagalnym geście. Przyglądałam się temu posągowi. Wzbudził on we mnie emocje jakich wcześniej nie odczuwałam. Coś pomiędzy żalem, smutkiem, a nostalgią.

niedziela, 20 stycznia 2013

Zagubiona cz.3

Postać w diabelsko czarnym płaszczu zsiadła z konia z czerwonymi oczyma. Postać miała kaptur na głowie, a pod nią czerni, otchłań, nicość. Postać nachyliła się nad korzeniem pod którym schowali się hobbici. Bałam się, że coś im zrobi. Chciałam wyskoczyć i im pomóc, ale wtedy zwątpiłam w swoje umiejętność waleczne. A po drugie złamałabym obietnice daną Marcjanowi, że się nie narażę na niebezpieczeństwo. Z pod ciemnego kaptura wydobył się pisk od którego głowa zaczęła mnie boleć. Spojrzałam na przerażonych niziołków i ujrzałam jak Frodo wyciąga z pod koszuli złoty pierścieni. Bałam się. Po chwili Pipin rzucił marchewką gdzie w bok, a czarna postać pobiegła w tamto miejsce. Wszyscy szybko zbiegliśmy ze wzgórza i zatrzymaliśmy się niedaleko wody.
-Co to było?-spytał któryś.
-Czarny jeździec.-powiedziałam.- Mój brat mi kiedyś o nich opowiadał. Musimy uciekać zanim tu wrócą.-Serce ciągle waliło mi. Zaczęliśmy biec w zapadającym mroku. Co chwilę potykałam się o jakiś korzeń, ale hobbici poruszali się bezszelestnie. Bałam się, że przez moje niedelikatne poruszanie się zwabie tu z powrotem jeźdźca. Nagle zza drzewa wyskoczył wielki koń z jeźdźcem na grzbiecie  Zaczęliśmy biec ile sił w nogach. Choć on był za nami i tak usłyszałam jak wyciąga miecz który ze świstem przecina powietrze. Nagle Frodo się potknął i został z tyłu. Nikt tego nie zauważył prócz mnie. Bez wahania wyjęłam miecz i osłoniłam hobbita przed zadanym mu ciosem.
-Biegnij!-powiedziałam.-Zaraz was dogonię.- hobbit wstał i zaczął biec. Ja dźgnęłam czarnego konia mieczem i odbiegłam. W ostatnie chwili wskoczyłam do oddalającej się łodzi. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam się na Froda i zmierzyłam go wzrokiem.- Nic ci nie jest?
-Mi nie, ale tobie tak.-powiedział i wskazał moje ramie. Było rozcięte, ale to dziwne bo nie pamiętam gdy został zadany mi cios.
-To nic. Zagoi się szybko.-obwiązałam ramię chustką wyciągniętą z torby, która szybko nasiąknęła krwią. Płynęliśmy około półtorej godziny aż dopłynęliśmy do niewielkiego portu. Stamtąd poszliśmy na piechotę. Pogoda jak na złość się zepsuła i zaczął padać chłodny deszcz. Szliśmy w błocie nie długo. Kres dzisiejszej wędrówki zwiastowała wielka ceglana brama z drewnianymi wrotami. Za nimi było miasteczko do którego zmierzaliśmy.
-W karczmie ma być Gandalf.-powiedział Sam. Był ciągle na coś zły. Ja się cieszyłam, że moje marzenie się spełniło i ruszyłam na wielką przygodę. Choć bałam się to byłam szczęśliwa chociaż z tej jednej małej rzeczy.
  W karczmie usiedliśmy przy stole i od razu w oczy rzucił mi się mężczyzna, który siedział w rogu przy oknie na stołku, z fajką z ustach. Nie widziałam jego twarzy przez kaptur, ale wiedziałam, że tu się patrzy. Postanowiłam też go poobserwować. Wszyscy odetchnęli i się zrelaksowali i posilili.
-Frodo...- szturchnęłam go w ramie.-Nie wiem jak ty, ale ja tu nie widzę Gandalfa tylko jakiegoś mężczyznę, który się nam przygląda.-Złapałam kelnerkę, która właśnie przechodziła.- Przepraszam. Kim jest ten mężczyzna, który tam siedzi?-kobieta spojrzała się na niego i znów na mnie.
-To wędrowny strażnik zwany przez nas Obieżyświatem.-powiedziała i odeszła.
-Zaczekaj!-krzyknęłam za nią, a ta niechętnie się tu cofnęła.-Czy zagościł tu może Gandalf szary ostatnimi czasy?
-A co ja ci na informację wyglądam młoda panno?-spytała z oburzeniem po czym westchnęła.-Nie. Nikogo tu takiego nie było.-odeszła szybko kołysząc biodrami. Spojrzałam się na Froda i Sama, którzy siedzieli obok mnie.
-Milutka.-powiedziałam i wzięłam łyk piwa. Nagle z baru było słychać jak Pipin przechwala się, że zna Froda Bagginsa. Frodo i reszta wstali od stołu i podeszli od niego. Nagle wszyscy spojrzeli na ciemnowłosego hobbita, później ujrzałam tylko ulatujący w górę złoty pierścień, który wpadł na palec Froda, a ten zniknął. Zakrztusiłam się. Rozejrzałam się nerwowo po sali i ujrzałam jak trzyma go mężczyzna w kapturze i wrzuca do pokoju. Od razu się poderwałam i popędziłam za nim a ze mną hobbici. Zanim otworzyliśmy drzwi złapałam rękojeść miecza by móc go za chwile szybko wyjąć.

sobota, 19 stycznia 2013

5 minut.

Mężczyzna siedział przy komputerze. Spojrzał na zegarek w komputerze. Była godzina 16:01 gdy zadzwonił do niego telefon. Numer był zastrzeżony, ale i tak odebrał. W słuchawce usłyszał młodzieńczy męski głos.
-Witam. Mogę zabrać Ci 5 minut?-spytał.
-Yyy. Tak.-powiedział niepewnie. Nagle rozmówca się rozłączył. Mężczyzna spojrzał znów na zegar w komputerze, który wskazywał 16:06.


PS: To nie moja historia, ale strasznie mi się podoba. :D

Zagubiona cz. 2

Biegnę. Boję się zwolnić, boję się, że mnie złapią... W głowie ciągle obijają mi się słowa mojego brata. I choć ich kontekstu nie rozumiem to wiem, że muszę się go słuchać.
 Zaczynam rozmyślać nad postacią Gandalfa. Dawno go co prawda nie widziałam, ale wiem, że na pewno się nie zmienił. Odkąd pamiętam zawsze wyglądał i zachowywał się tak samo. Zawsze mówił zagadkami, które nie zawsze rozumiałam. No bo co ma zrozumieć 7 letnia dziewczynka słysząc: "Tam gdzie hobbit nie dosięgnie choć bardzo by chciał. Znajdziesz swe narzędzie, swój mały skarb." Tego samego dnia dostałam w prezencie od niego mój pierwszy łuk przywieziony z odległej krainy. Mogłam się tylko domyślać, że jest on z Rivendell. Mam z nim naprawdę miłe wspomnienia.

 Wybiegłam na polanę gdy nagle zobaczyłam hobbita o rudawych włosach i trochę tęgiej posturze. To pierwsza osoba jaką widzę od paru dni. Bez wahania ruszyłam za nim. Muszę z nim porozmawiać, nie ważne o czym. Może przypadkiem się czegoś dowiem.
-Hej, hobbicie!-zawołałam za nim i zaczęłam do niego biec, lecz ten zaczął uciekać.-Hobbicie, zaczekaj!- Biegłam ciągle za nim gdy nagle zauważyłam, że się zatrzymał i stał z nim inny brązowowłosy niziołek. Wpadłam na nich i razem się przewróciliśmy lecz od razu wstałam i zaczęłam się otrzepywać. Spojrzałam na nich i od razu miałam dobre przeczucie.-Jeśli ktoś cię woła to wypadałoby się zatrzymać.-pouczyłam ich.
-Wybacz pani.-powiedział brązowowłosy.- Jestem Frodo Baggins a to mój kompan Samwise Gamegee. Czemu nas zatrzymałaś?- rudy niziołek szturchnął go łokciem w bok, a ten się tylko roześmiał. Natomiast mina rudego kompana nie była zbyt wesoła.
-Chciałam tylko spytać... czy znacie Gandalfa Szarego? Szukam go, a słyszałam, że miał iść z dwoma hobbitami i gdy was zobaczyłam...-przerwałam biorąc głębszy wdech. W końcu zrobiłam sobie przerwę w biegu. Hobbici nie ufni mi spojrzeli się na siebie i po chwili Frodo powiedział.
-Tak właśnie do niego idziemy, ale chcieliśmy sobie zrobić przerwę na kolację. Może zjesz z nami...?-spytał trochę się wahając.
-Wybaczcie mi. Jestem Julia Slikpens z Dorthmountain.
 Usiadłam z hobbitami i zjadłam posiłek. Pogawędziliśmy trochę, a potem ruszyliśmy razem. Wyjaśniłam im podczas wędrówki, że podejrzewam, że będę z nimi wędrować. Powiedziałam im o moim bracie i o tym czemu uciekłam. Frodo wypytywał się o niektóre rzeczy, ale Samwise szedł w ciszy i patrzył się na mnie wrogo.
 Gdy szliśmy polem kukurydzy z poza zielonych, wysokich łodyg wypadło dwóch kolejnych hobbitów. Wywnioskowałam, że się znają z Frodem i Samem ponieważ przyjacielsko się przywitali. Jeden drugiego szturchnął w ramię i spojrzeli się na mnie i się uśmiechnęli. Przedstawili mi się. Jeden z nich nazywał się Pipin Took, a drugi zwał się Merry Brandybuck. Obaj byli bardzo podobni do siebie.
 Hobbici zaczęli biec przez kukurydzę. Nie wiedziałam przed czym uciekają dopóki nie obejrzałam się za siebie i nie zobaczyłam wielkoluda, który gonił nas z kosą coś krzycząc. Na końcu pola nie było jak myślałam polany tylko stroma skarpa z której wszyscy spadliśmy i na gościniec.
-Czemu was ... nas gonił ten olbrzym?-spytałam oburzona podnosząc się z ziemi. Czym prędzej sprawdziłam stan mojego łuku. Na szczęście był nienaruszony. Tylko podczas upadku zgubiłam jeden sztylet.
-Nie wiem. Gniewał się że zabraliśmy mu kilka marchewek i sałat...
-Tak. Oraz dwa słoje grzybów i parę dni temu!-powiedział zły Sam. Spojrzał się na Froda, który stał na drodze i wpatrywał się w zapadającą na niej ciemność.- Panie Frodo wszystko w porządku?
-Chować się! Uciekać z drogi!-krzyknął i rzucił się z drogi. Za nim wszyscy zrobili tak samo. 4 hobbitów schowało się pod wielkim korzeniem, ale dla mnie by już tam miejsca nie było więc schowałam się trochę niżej za gęstym krzakiem. Zapadła cisza gdy po chwili można było usłyszeć stukot kopyt. Koń zatrzymał się za nami. Spojrzałam się przez krzaki i ujrzałam coś strasznego. Postać rodem z moich koszmarów...

jedno mrugnięcie

Jedna sekunda, minuta, godzina zmienić może wszystko.

 Przekonał się o tym James. Właśnie skończył zajęcie na uczelni i szedł sobie spokojnie chodnikiem. Myślami był już w rodzinnym domu przy obiedzie z siostrami i mamą. Już widział pieczone mięso na ślicznie nakrytym stole w altanie przed domem. Widział swojego małego siostrzenica Brada, który pytał ciągle czy może już zacząć jeść.
 James właśnie przechodził przez ruchliwą ulicę. Przez zamyślenie się nie rozejrzał się i z myśli wyrwał go przeraźliwy pisk opon. Upadł na ziemię. Gdy oprzytomniał zrozumiał co się właśnie stało. Zrozumiał, że ma wypadek. Spojrzał na siebie i ujrzał najgorszy widok w jego życiu.
 Zamiast nóg miał blachę samochodową, która przebiła jego brzuch i wbiła się w asfalt pod nim. James Z przerażenia zaczął krzyczeć w niebo głosy. Krew wylewała się z jego ust... Nagle z góry jakby z jednego z wieżowców spłynęła na niego fala światła i ciepła, która zabrała z niego cały ból.

Nagle James poczuł, że stoi stabilnie na nogach tuż przed jezdnią na której to przed chwilą miał wypadek. Spojrzał w bok i ujrzał dokładnie ten samochód, który go potrącił. Zamurowało go.

Śpiąca.

Tosia wyszła z domu kierując się ku miastu. Była szczęśliwa, że po raz kolejny spotka się ze swoim chłopakiem Kacprem. Chłopak jak zwykle czekał już na nią przed kinem z małą, herbacianą różą. Poszli na komedie- romantyczną, a później poszli na spacer po starówce Gdańskiej. Szli trzymając się za rękę. Rozmawiali ciągle o muzyce z filmu. Gdy doszli na Motławę. Oparli się o poręcz. Tosia zaczęła przyglądać się róży i obracać ją w palcach. Zupełnie przestała słuchać chłopaka gdy ten nagle objął ją mocno i pocałował w policzek.
-Tosia, bo nie bez powodu cię tu przyprowadziłem. Pamiętasz tu się spotkaliśmy.
-Tak pamiętam. To było takie zabawne gdy na siebie wpadliśmy, a ty...
-Tak, nie wspominajmy tego.-powiedział zawstydzony.- To może powiem prosto z mostu...-zaczął po krótkiej chwili milczenie.- Wyjdziesz za mnie?-spytał i pokazał jej pierścionek z rubinem otoczony diamentami. Tosia rzuciła mu się na szyję krzycząc.
-Tak, tak! Kocham cię Kacper. Oczywiście!
Stali przytuleni do siebie gdy nagle Tosie zaczęła boleć mocno głowa. Zamrugała dwa razy lecz gdy otworzyła potem oczy widziała tylko ciemność i usłyszała głos nieżyjącej już matki.
-Ja cały czas jestem przy tobie. Wiem, że mnie słyszysz kochanie. Co u ciebie? Bo ja dziś byłam z twoją młodszą siostrzyczką na jej występie...- głos nagle gdzieś znikł. Jej chłopak spojrzał się na nią zmartwiony.
-Co się stało kochanie? Coś nie tak?-z oczu dziewczyny popłynęły łzy.
-Znów słyszałam moją mamę. Mówiła coś o mojej siostrze, ale ja nie miałam nigdy siostry!
-To pewnie ze zmęczenia. Chodźmy do mnie do domu...

Tosia nie wiedziała, że to co słyszała nie było tylko jej wyobraźnią lecz rzeczywistością. Jej mama przychodziła do niej do szpitala co dwa dni i zdawała relacje córce, która miała spać już do końca swojego życia...

internet...


W niewielkiej miejscowości na Pomorzu mieszkała dziewczyna o imieniu Olga. Olga chodziła do pierwszej gimnazjum i cieszyła się z tego. Bo nowa szkoła to nowe znajomość lecz nie zawsze udane jak się okazało...

Olga miała w swojej klasie przyjaciółkę Patrycję, którą bardzo sobie ceniła. Patrycja poznała Olgę z kilkoma fajnymi osobami. Olga poczuła, że coś w końcu zaczyna się układać. Bo tak naprawdę nikt nie wiedział jakie ma problemy. Nikt nie wiedział, że jej tata jest alkoholikiem i bije jej mamę oraz wyzywa siostrę. Nikt naprawdę nie wiedział ile nocy przepłakała wzywając Boga do pomocy, który nigdy się nie zjawił.
Pewnego wieczoru gdy Olga skończyła odrabiać lekcje przysiadła do laptopa i włączyła facebook'a. Lubiła grać w gry na portalu więc założyła drugie konto by po prostu przesyłać tam zaproszenia itp. Nagle na pasku z boku w proponowanych znajomych ujrzała imię i nazwisko jej znajome. Było to imię byłego chłopaka jej koleżanki. Postanowiła go zaprosić do znajomych z fikcyjnego konta choć sama nie wiedziała czemu. Po chwili on zaakceptował zaproszenie i napisał do Olgi: "Hej, znamy się?". Ona od razu odpisała podekscytowana: "Nie, a tak właściwie to ja cię znam lecz ty mnie nie. Byłeś chłopakiem mojej koleżanki, a ona strasznie dużo o tobie mówiła..." I tak zaczęli ze sobą pisać. Pisali do późna. Następnego dnia też i kolejnego także. Olga co ranek chętnie wstawała do szkoły by patrzeć na tego chłopaka choć on nie wiedział jak ona wygląda. Pewnego dnia ten chłopak podszedł pod jej klasę i zaczął rozmawiać z ich wspólnym kolegą.  Usłyszała wyraźnie jak wymawiają jej imię. Lecz mimo to nie podeszła do niego.Chłopak już wiedział z kim co wieczór pisał lecz nie podszedł do niej.  Olga zakochała się w tym chłopcu, w rozmowach z nim...
 Lecz choć myślała, że będzie wszystko w porządku to się pomyliła. Po tygodniach 2 chłopak podszedł do niej w szkole lecz zamiast miło z nią porozmawiać zaczął się z niej wyśmiewać. Z tych rzeczy, które mu napisała. Dziewczyna co dzień w szkole spotykała się z wyśmiewaniem z niej, a w domu z kłótniami rodziców. Pewnego dnia cała szkoła się z niej śmiała, że jest naiwna, dziwna i głupia. Olga się załamała, a po szkole poszła nad rzekę i wyjęła tabletki nasenne. Połknęła całą garść. Gdy poczóła się senna zobaczyła, że przez most przechodził Emil. Chłopak którego poznała dzięki Patrycji. On podbiegł do niej i zadzwonił pod 999.
-Olga czemu to zrobiłaś? Po co? Przez tych debili w szkole...
-Ja już nie wytrzymałam Emili...-powiedziała cicho i sennie.
-Olga, ja... ja... ja się w tobie zakochałem. Nie odchodź.- Olga tylko się uśmiechnęła i zamknęła oczy. Jej serce przestało bić w karetce i już nie zabiło.

Zagubiona cz.1

-Marcjanie?!-krzyknęłam wołając brata. Podeszłam do okna i je szeroko otworzyłam.-Marcjanie!!!- znów zawołam. Pogoda tego dnia zapowiadała opady deszczu. W powietrzu czuć było, że zdarzy się coś złego. Nagle zza pagórka ujrzałam pędzącego w moją stronę Marcjana. Jego koszula była rozdarta, a z ramienia spływała krew. Machał w moją stronę energicznie dając znać abym się schowała. Nie zamykając okna pobiegłam do drzwi w których już stał mój brat. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej.  Pchnął mnie szybko do kuchni i wyjął z pod drewnianego blatu plecak zaczął pakować do niego jedzenie, po chwili chwycił torbę i pobiegł do mojego pokoju. Pytałam się go co się stało, ale nie odpowiadał. Do torby wsadził jeszcze parę moich koszul, kamizelek i spodni. Ja w przeciwieństwie do innych panien z Dorthmountain nie lubiłam chodzić w sukniach i nigdy nie chciałam zajmować się domem. Mnie pasjonowały przygody! Uwielbiałam chodzić do lasu i rozmyślać co jest po jego drugiej stronie. W wiosce nazywają mnie ryzykantką, a niekiedy wariatką.
-Chodź! Nie ociągaj się siostrzyczko!- złapał mnie za ramię i zaciągną na tył domu gdzie znajdowała się stolarnia.
-Co ty robisz?!-krzyknęłam. On tylko westchnął.
-Masz załóż to.- powiedział i nałożył mi na plecy łuk i strzały. Założył mi w pas z mieczem naszego ojca. W geście protestu chciałam go zdjąć, ale mi zabronił.- Ten miecz cię obroni. Jest idealny dla ciebie.
-Ale to jest ojca!
-Jego nie ma a to ci się przyda!-zamilkłam. Nie rozumiałam po co on to wszystko robi. Do uda kazał mi przyczepić pas ze sztyletem. Gdy już skończył przełożył przeze mnie torbę i trochę odetchnął. Spojrzał mi się głęboko w oczy.-Słuchaj Julia. Musisz uciekać. Idą tu orkowie i chcą ci zrobić krzywdę.
-Co?-przerwałam kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Cicho. Słuchaj mnie uważnie! W torbie masz prowiant, jak dam ci znać zaczniesz biec w stronę lasu, a stamtąd na zachód. Musisz odnaleźć Gandalfa Szarego- naszego przyjaciela. Będzie z nim szło 2 niziołków. On się tobą później zajmie.-powiedział z nieziemskim spokojem choć w jego brązowych oczach widziałam lęk. Złapał mnie znów za ramie i wyprowadził za róg stolarni po czym wyjrzał przed dom i się czegoś wystraszył.
-A ty? Czemu nie idziesz ze mną?- spytałam przerażona. Serce waliło mi jak młotem. Nagle z miasta zaczęło być słychać krzyki kobiet i dzieci. Przeraźliwy dźwięk przeszył moje ciało.
-Zostaje tu dla twojego dobra. Gdybym pobiegł z tobą gonili by nas oboje.
-Ale dlaczego mieli by nas gonić?! O co tu chodzi? Nic nie rozumiem.-łzy napłynęły mi do oczu.
-Spokojnie.- powiedział i mnie przytulił. To był najcieplejszy uścisk jakiego doświadczyłam. Miał w sobie tyle energii i czuć. To było niezwykłe choć mnie przerażało.- Pamiętaj, odnajdź Gandalfa!- powiedział znów spoglądając na dom. Odwrócił mnie do siebie frontem.- Biegnij ile sił w nogach i się nie zatrzymuj. Nawet nie wiesz ile teraz od ciebie zależy! Walcz dzielnie jak cię uczyłem i nie daj się pojmać bo świat pogrąży się w mroku.-nic nie zrozumiałam. Dlaczego? Co ja mam takiego zrobić? Ni stąd ni z owąd usłyszałam hałas w domu.- Julia! Kocham cię.-powiedział.- Biegnij! Już szybko!- ruszyłam w stronę lasu.- Pozdrowię od ciebie tatę.- powiedział i wszedł do domu z mieczem u boku. Chciałam się cofnąć, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Uciekam. Zostawiam brata. Jego pożegnalne mówiły same za siebie. Lecz nie dopuszczając do siebie tej myśli zapuszczałam się coraz głębiej w las. Biegłam szybko gdy usłyszałam jego krzyk. Z oczu poleciały mi strumienie łez.
 Nie rozumiałam czemu mój brat zginął. Czemu musiałam uciekać, dlaczego akurat do Gandalfa? Ledwo co go pamiętam. Biegłam tak większość dnia. Cały czas odtwarzałam sobie w głowie słowa Marcjana by o niczym nie za pomnieć, ale gdy sobie wszystko przypominałam łzy same mi spływały.
 Gdy zapadł zmierzch nie zatrzymałam się ani na chwilę i choć może nie biegnąc to jak najciszej chciałam się przemieścić przez las. Nad rankiem dotarłam do jakiejś wyludnionej wioski. Ktoś w nocy ją splądrował bo jeszcze dym wydobywał się z pomiędzy szczątek domów. Postanowiłam ominąć wioskę. Chciałam darować sobie przykrych widoków, które nie wątpliwie tam na mnie czekały.