czwartek, 21 marca 2013

O mnie rozdział 4

Podwiozłam Johna do miasta a sama poszłam do pracy. Podczas pobytu chłopaka u mnie w domu i wspólnej przejażdżki ciągle rozmawialiśmy. To nie był taki zwyczajny miły chłopak. On był inny. Nie pasował do żadnej grupy społecznej jakie wydzieliłam w miasteczku. On po prostu był inny... Gdy poszedł do domu żałowałam, że nasze spotkanie dobiegło już końca. Za każdym razem gdy moje myśli przelatywały obok jego osoby uśmiechałam się sama do siebie. Każdy detal jego twarzy był taki sam jak widziałam zanim się jeszcze poznaliśmy. To coś niesamowitego, ale zarazem i dziwnego.    Dochodziła 6 rano. Byłam strasznie zmęczona, ale przed zaśnięciem powstrzymywała mnie myśl, że za kilkanaście minut kończę i do ręki dostane 75 dolarów. John powiedział, że rano może wpadnie i razem pojedziemy do szkoły.    Skończyłam zmianę i stanęłam przed dużym oknem, za którym malował się już od jakiejś pół godziny wschód słońca. Szare niebo zarumieniło się wstydliwie, a z nad horyzontu zaraz miała wyłonić się mała lśniąca perła. Po ulicy zaczynali krzątać się zaspani jeszcze ludzie i co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze auta. Tego ranka świat nabrał kolorów innych niż zwykle. Spojrzała za siebie na salę restauracyjno - balową. Drewniane stoły przykryte czerwonymi obrusami, nad którymi nachylał się jakiś policjant, trochę dalej siedziała starsza pani, która cierpi na bezsenność i często tu przychodzi. Gdzieś w końcu sali siedział jakiś biznesmen. W powietrzu unosił się zapach wypastowanej przed chwilą podłogi i świeżej kawy. Wzrokiem wróciłam s powrotem na różowe niebo i ze zmęczenia ziewnęłam. "Czas do domu, a potem szybko do szkoły."- pomyślałam. Szarpnęłam klamkę i wyszłam na zewnątrz gdzie otuliło mnie natychmiast zimne powietrze. Szłam przez parking patrząc na moje auto. Nagle stanęłam jak wryta. Coś nie grało. Moja podświadomość powiedziała mi, abym zwiewała. Odwróciłam powoli głowę a w drzwiach od knajpki stał wysoki blondyn. Chciałam uciekać, ale nogi jakby przywarły mi do kostki brukowej. Zaczęłam przyglądać się jego twarzy. Był to mężczyzna w wieku około 30 lat, i gdybym po prostu mijała go na ulicy nawet uwagi bym na niego nie zwróciła, ale teraz... PRZECIEŻ ON MNIE PRZEŚLADOWAŁ! I to chyba on stoi za zabraniem mi wczorajszego dnia. No bo kto inny?! Mężczyzna uśmiechnął się obleśnie i zaczął iść w moim kierunku. Ja szybko odwróciłam się i czym prędzej zaczęłam biec przed siebie. Biegłam ile tylko sił miałam w nogach. Za każdym razem gdy się odwracałam widziałam, że ON jest coraz bliżej. Biegłam uliczkami nie wiedząc do kąd. Tej okolicy miasta nie znałam... a co jeśli to zasadzka? Nagle stało się coś przedziwnego. Nie znajdowałam się już na ulicy w miasteczku tylko na klifie nad oceanem. Była ta sama pora dnia co przed chwilą. Zatrzymałam się i rozejrzałam po lesie jaki mnie otaczał. Mężczyzny nigdzie nie było. W dali ujrzałam grupkę dzieciaków w moim wieku siedzących w kręgu. Zaczęłam powoli się do nich zbliżać.
-Przepraszam! Gdzie ja jestem?!- spytałam podchodząc do nich, ale nikt nie odpowiedział. Gdy podeszłam bliżej ujrzałam, że wszyscy trzymają się za ręce i coś mówią po cichu.- Halo?!- powtórzyłam. Jedna dziewczyna która siedziała do mnie tyłem trzęsła się delikatnie, ale nikt tego nie widział bo każdy z nich patrzył się w mech pod sobą.- HALO!!!- wrzasnęłam na cały głos, ale na nic. Byłam niewidzialna. To jeden z moich najgorszych koszmarów, nikt mnie nie widzi i nikt nie może pomóc. Dziewczyna coraz mocniej się trzęsła. Nagle moja podświadomość znów przemówiła wydając ten sam nakaz- ucieczki. Zignorowałam go tym razem. Delikatnie dotknęłam niebieskiego sweterka dziewczyny.- Nic ci nie jest?!- Nagle ona uniosła głowę, a ja odskoczyłam dwa metry do tyłu. To była moja matka! Tylko, że młodsza. MOJA mama!!! Ale wyglądała dość przerażająco. Miała czarne, podkrążone oczy i była blada jak ściana.
-Sam uciekaj. Nie możesz tu być!-powiedziała.- Twój czas nadchodzi... uciekaj.- powiedziała ochryple. Z oczu poleciały mi łzy.
-Co ty mówisz?! Mamo?!-krzyknęłam. Zacisnęłam mocno powieki, a gdy je otworzyłam ujrzałam amulecik krzyża tuż przy mojej dłoni. Ręce wokół mnie zacisnęły się mocniej. Wystraszyłam się i odskoczyłam na szczęście bez większego oporu. Ujrzałam twarz Johna.
-Sam...-powiedział cicho.
-Co ty tu robisz?!- spytałam.
-Spokojnie. To chyba ja ci powinienem zadać to pytanie. Skąd wiesz gdzie mieszkam?- rozejrzałam się i ujrzałam białą framugę drzwi wejściowych pięknego, żółtawego domu. Faktycznie. To ja tu przyszłam, ale jak? Jedyną odpowiedź jaką teraz znałam brzmiała tak. Mama mnie tu przyprowadziła.-Wszystko OK?- spytał po krótkim milczeniu. Pokiwałam głową, ale skłamałam. Tak naprawdę nic nie było "OK". Byłam przerażona.-Chyba nie do końca... Właśnie miałem jechać do szkoły, a ty nagle zjawiasz się ty. Skąd tu się wzięłaś?
-Nie wiem. ... Wstyd to powiedzieć, ale nie pamiętam.- po tych słowach John na pewno weźmie mnie za wariatkę. Ale on zamiast mnie wyśmiać zmarszczył brwi i spojrzał się na mnie w taki sposób...

czwartek, 7 marca 2013

O mnie rozdział 3

"Jesteś taka zabawna" To było ostatnie co usłyszałam z ust blondyna zanim się ocknęłam. Musiałam odlecieć tylko na chwilę bo nadal byłam na rękach u JD, a nade mną nachylał się chłopak z mojej wyobraźni.
-Wszystko w porządku? Sam?-odbiłam się od JD i stanęłam o własnych siłach.
-Hm. Tak, dzięki. Ja już wrócę bo spóźnię się ...-teraz do mnie doszło, że podobno już byłam w szkole.- Do domu.- Nic w głowie mi się nie układało. To nie możliwe. Dopiero co wyjechałam z domu. Ja nie pamiętam, abym dojechała do szkoły! To chore!!! Ruszyłam w stronę mojego auta drepcząc po kałużach.
-O nie!- powiedział chłopak podbiegając za mną do auta.- Nie pozwolę ci teraz prowadzić. Przed chwilą zemdlałaś i zaraz też możesz, a potem... bum! I kark skręcony.-mówiąc to gestykulował rękoma aby bardziej uwiarygodnić jego wypowiedź.- Daj kluczyki, a ja cię odwiozę do domu.- zaproponował wyciągając otwartą dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na nią i na jego twarz. Wyglądał tak samo jak ja go widziałam oczyma wyobraźń. Musiałam go skądś  znać, ale skąd?  Nie! To teraz mało ważne. Ważniejsze jest gdzie zniknęło mi 6 godzin życia i kim jest mężczyzna, który mnie nawiedza! Tak, to jest ważne.-No dalej. Bo zaraz nie zostanie z nas sucha nitka.-pośpieszył mnie, a na jego twarzy zagościł uśmiech, który mnie onieśmielił. Jego śnieżno białe zęby pochłonęły moje myśli. Wszystko teraz skupiło się na uśmiechu. Po chwili się otrząsnęłam.
-Nie. Sama dojadę do domu... A, a z resztą jak ty wrócisz, hm?
-Dam sobie radę.- w końcu oddałam mu kluczyki bo wiedziałam, że nie ustąpi. Poszłam usiąść po stronie pasażera. On włączył silnik i ruszył.- To do kąd?- spytał przyjaźnie. Dopiero co go poznałam, a wiedziałam o nim dużo i sama nie wiem skąd.
-Na Blanday'a... Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś seryjnym mordercą i zamiast do domu nie wywieziesz mnie głęboko w las i nie zamordujesz, nawet nie wiem jak się nazywasz.- powiedziałam pół żartem, aby zapobiec krępującej ciszy, która miała zaraz zapaść.
-Bo po pierwsze już jesteśmy głęboko w lesie, a po drugie, morderca, który chodzi co niedziele do kościoła... nie pasuje.- mówiąc to zrobił grymas by po chwili uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
-Wiesz są różne... fobie?-nie wiedziałam czy użyłam właściwego słowa.
-Jestem John - nie odpowiedziałam. Starałam się odszukać w głowie kogoś o tym imieniu, jakiegoś wspomnienia, ale nic.- Miło mi się poznać John  jestem Sam. Nie przejmuj się zawsze próbuje oskarżyć tego kto mi pomaga.-powiedział cieńszym głosem. Spojrzałam się na niego. Po mojej twarzy przemknął uśmiech.
-Oskarżyć?-kiwnął głową, a ja westchnęłam i wzrokiem wróciłam do drogi. Wszędzie było szaro, tylko na drzewach było widać inny kolor, który niedługo i tak się zmieni. No i masz! Zapadła ta krępująca cisza.-powiedziałam sobie w głowie. Rozejrzałam się dookoła by znaleźć jakiś temat do rozmowy, lecz po chwili się poddałam. Zaczęłam się znów zastanawiać, ale to nic nowego bo robię to ciągle od wczorajszego wieczoru.
  Po 5 minutach dojechaliśmy pod mój dom. Faktycznie było już popołudnie bo pod domem stało auto Ashley. Ashley! Miałam dziś wziąć wieczorny dyżur jako kelnerka!!! Kurde, chyba zacznę sobie wszystko zapisywać bo coraz częściej o czymś zapominam! Spojrzałam się na Johna.
-Słuchaj, będę mogła cię podrzucić autem do miasta, bo przypomniało mi się, że muszę iść do pracy.
-Chętnie skorzystam.-powiedział miło. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze godzinę do zaczęcia. Musiałam zaprosić Johna do domu bo nie będzie tu siedział tyle czasu. Spojrzałam się na niego z zakłopotaniem i przygryzłam dolną wargę. Zawsze to robiłam gdy byłam zakłopotana.- Coś nie tak?- spytał od razu. Jakby wiedział o czym myślę. Nie mogłam go teraz odprawić z kwitkiem i powiedzieć, aby sobie poszedł bo już mu obiecałam podwózkę, a co do zaproszenie do domu to trochę się obawiałam. Nikt nie bywał  u nas w domu, prócz Ashley. Mógłby rozgadać coś głupiego na temat mojego brata. Spojrzałam mu w oczy. W jednej chwili zrozumiałam, że on nie jest taki.- Sam?
-Wejdziesz do środka. Do wyjścia do pracy zostało mi jeszcze trochę czasu.- chłopak się zgodził. Przebiegliśmy przez podjazdowe błoto i wbiegliśmy na werandę. Mimo to i tak byliśmy już przemoczeni. Weszliśmy do domu. Od razu zauważyłam, że w kuchni przy książkach siedzą dwa osobniki i wyglądają jak przy rytuale godowym.-Wróciłam!- powiedziałam do brata, a ten z uśmiechem spojrzał się w moją stronę, ale jego wyraz zaraz się zmienił jak ujrzał, że jest ze mną jakiś chłopiec.- Będziemy na górze.- powiedziałam i pchnęłam Johna schodami na górę, ale mój brat był szybszy. W mgnieniu oka doskoczył do mnie i złapał za łokieć zatrzymując.- John idź na górę do mojego pokoju. Są to pierwsze drzwi na wprost. Rozgość się.- gdy ten tylko zniknął nam z oczu, mój brat zaczął.
-Kto to?!-spytał szeptem, ale widać było, że jest lekko zły.
-Mój kolega. Nazywa się John.-brat domagał się więcej informacji. Poczułam się jak na  spowiedzi. Nigdy go nie okłamałam tylko czasami czegoś mu nie mówiłam, teraz też tak chciałam zrobić.- Podwiózł mnie bo... chciał pożyczyć zeszyt, który mam w domu... przy okazji przebiorę się już do pracy i podwiozę go na miasto.- to mu musiało wystarczyć. Antoni mnie puścił. Ale widziałam, że teraz będzie bawił się w 'szpiega'. Chronił mnie jak bogowie Olimpu ognia i za to go kochałam. Wiedziałam, że robi to dla mnie, i że mnie nie okłamie.

poniedziałek, 4 marca 2013

O mnie. rozdział.2

Rano obudziłam się z radością. Tej nocy miałam dziwne sny. Wstałam z łóżka, ubrałam się, spakowałam torbę i zeszłam na dół. W kuchni stał już mój brat Antoni. Miał brązowe, krótko obcięte włosy, okulary typu 'kujonki'. Ubrany był w czerwoną flanelową koszulę i stare dżinsy. Był wyższy ode mnie i przede wszystkim starszy. Wszyscy uważali go za świra, dziwoląga, ale tylko dla tego, że był inni niż reszta. Lepszy. Bardzo lubił chodzić wieczorem na spacery, czytał dużo książek, nie zadawał się w miasteczku z nikim. Ale miał znajomych. W poprzednim mieście trzymał się z kilkoma kolesiami. Tutaj nie lubią oryginalnych ludzi. Każdy musi być taki sam. Chłopacy to albo bezmózgie mięśniaki, albo chorowite kujonki, a dziewczyny w 80% to cheerleaderki, 15% to dziewczyny zdołowane życiem, a 5% to takie jak ja. Normalne. W miasteczku to rzadkie zjawisko, przynajmniej jak dla mnie.
 Razem z Antonim przeprowadziliśmy się tu zaledwie 2 miesiące temu.  Nasza babcia kupiła nam ten dom i opłaciła wszystko na cały rok. Tylko ona nam została po śmierć rodziców. I choć jest daleko uważam, że świetnie spełnia obowiązki jakie są jej przydzielone.
 Antoni stał pochylony nad ladą i czytał jakąś książkę. Podeszłam do niego i dałam mu całusa w policzek.
-Dzisiaj przyjeżdża Ashley na trzy dni.- 'świetnie'. Dziewczyna, która rozumuje w ten sposób, że jeśli pokażę większość ciała to na pewno coś tym osiągnie... no i chyba jej się udało bo mój brat się w niej zadurzył. Nie wiem czemu, ale już wystarczająco razy się o nią kłóciliśmy. Ashley nocuje u nas co jakiś czas, a ja wtedy biorę nocną zmianę jako kelnerka w pobliskim Bistro. Ale tym razem dwie noce to trochę za dużo. Trzeba coś wymyślić.-Nie ciesz się, aż tak. No przestań już bo zmarszczki od tego uśmiechu ci się zrobią.-zakpił. Spojrzałam na niego i wyszłam z kuchni. Moim celem była ponura katolicka buda zwana szkołą. Aż strach nie iść w niedziele do kościoła bo na drugi dzień w szkole będą się dziwnie patrzeć. Uznają cię za diabelskie dziecko czy coś...
-Biorę auto.- krzyknęłam za drzwiami. Wzięłam kluczyki i już po chwili siedziałam w starym Polo6N w kolorze zielonym. Musiałam wszystko wyregulować. Po chwili ruszyłam. Za drugim zakrętem musiałam włączyć wycieraczki bo znowu zaczęło padać. Chciałam spojrzeć w tylne lusterko, ale było przestawione zwolniłam by je poprawić i gdy zostało dobrze ustawione zobaczyłam w nim odbicie mężczyzny, który 'napadł' mnie wczoraj. Podskoczyłam i w nerwach nacisnęłam hamulec. Wyrzuciło mną mocno do przodu, ale przez to, że wjechałam w tył jakiegoś Forda. Podniosłam głowę znad kierownicy i spojrzałam za siebie, ale na tylnym siedzeniu nikogo nie było. Z samochodu przede mną wyskoczył ten sam chłopak, który wczoraj mnie podwiózł. Podbiegł do tyłu auta i spojrzał na nie, a ja zaczęłam wyglądać za okno. Może ON schował się gdzieś w lesie przy drodze? Nie mógł daleko uciec... A co jak to tylko moja wyobraźnia?
 Chłopak zapukał mi w szybę. Był bardzo podobnie ubrany co wczoraj, a może nawet identycznie. Przyglądał mi się chwile i westchnął.
-Znowu ty.- nie zabrzmiało to przyjaźniej.- Sam, prawda?
-Yyy. Tak. Przepraszam cię JD.- odpięłam pas, otworzyłam drzwiczki i wysiadłam na deszcz. Podeszłam do tyłu Forda. Nie wyglądało to groźnie. Tylko zarysowanie.- Wybacz. Jak mogę się zrekompensować? Nie mam przy sobie zbyt dużo gotówki.-powiedziałam macając obie kieszenie moich dżinsów. Spojrzałam pusto na asfalt u naszych stóp w głowie szukając jakiegoś rozwiązania. Do moich uszu oprócz stuku kropel o auta usłyszałam trzask drzwiczek, ale nie spojrzałam na tego kto nimi trzasnął. Nie obchodził mnie teraz.
-Widziałem cię dziś w szkole. Myślę, że to nic poważnego. Pojadę do mechanika i on oceni wszystko, najwyżej w szkole ci jutro powiem...- spojrzałam na niego szybko z niepokojem. Czy on powiedział 'Dziś w szkole'?! Przecież ja dopiero tam jechałam.
-Jak to dziś w szkole?-powtórzyłam.
-No...-zaczął zakłopotany.- Na obiedzie. Widziałem cię na stołówce...-pokiwałam głową domagając się więcej informacji.- Siedziałaś przy stoliku... Szczerze mówiąc byłaś dziwnie nie obecna. Chciałem do ciebie podejść, ale nie chciałem przeszkadzać.
-W czym?!-powiedziałam głośno zirytowana.- Żarty sobie robisz JD?!-wydarłam się na niego, a to go przestraszyło. Widziałam w jego oczach zakłopotanie.
-W rozmowie z mężczyzną, który z tobą siedział. Mimo tego, że coś mówiłaś i tak wyglądałaś jakby nie było cię duchem. ... Sam?
-JD, wszystko w porządku?- spytał stojący za mną chłopak. Odwróciłam się. Chciałam się upenić czy może to znowu nie ten blondyn. TO BYŁY JAKIEŚ ŻARTY!!! Jak to byłam w szkole. Przecież jest ranek.-pomyślałam. Gdy się odwróciłam ujrzałam chłopaka o jasno niebieskich oczach wpatrzonych we mnie, kasztanowych pół- długich falowanych włosach, które przyklejały mu się do czoła od deszczu. To był chłopak z moich myśli. Stał pół metra ode mnie. Poczułam jakbym stała obok kogoś boskiego. Wiem to dziwne, ale jego aura. Można powiedzieć, że widziałam jasną otoczkę w okół niego. Nagle nie wiem czemu zakręciło mi się w głowie, i poleciałam na JD, który mnie złapał. Mówił coś do mnie, ale jego głos zagłuszał okropny śmiech, a w głowie tliła się postać wysokiego blondyna.

sobota, 2 marca 2013

O mnie. rozdział.1

Wysiadłam z autobus. Z ciepłego, jasnego miejsca w ciemne, chłodne i wietrzne. Ruszyłam w ciemną stronę. Szłam po sypkim piachu, który przez pierwsze 5 metrów utrudniał mi marsz, ale później już się przyzwyczaiłam. Spojrzałam na rząd latarni wzdłuż drogi. Ich światło słabo oświetlało drogę, ale lepsze to niż nic. Tuż pod żarówką latała grupa owadów czekających, aż tutejsze nietoperze je zjedzą. Wiatr zawiewał moje loki mi na twarz, ale nie zwróciłam na to uwagi, którą przykuła myśl wizerunku chłopaka z mojej szkoły, snu, wyobraźni. Sama już nie wiem gdzie go widziałam.
Przed sobą usłyszałam jakieś męskie głosy. Nagle doszło do mnie, że powinnam już dochodzić do posesji mojego domu. Cholera! Wysiadłam dwa przystanki wcześniej.- Obejrzałam się za siebie. Autobus już odjechał. Czyli muszę iść na piechotę. W sumie to jest droga na skrót, ale prowadzi ona przez bagna, a moje buty i tak ledwo co trzymają się kupy więc wolałam nie ryzykować. Bysiorów minęłam bez problemu. Chyba nawet w tym mroku nie zauważyli, że idę.
Skończyły się stare, zrujnowane budynki, które kiedyś miały przypominać domy mieszkalny i zaczęły drzewa. Tylko co jakieś 100 metrów mijałam pojedyncze domy, w których paliło się światło w jednym z okien. Nie bałam się tędy iść bo na takim odludziu nie ma nawet zboczeńców czy rabusiów. Myślami powróciłam do chłopaka, który tam się gnieździł już dłuższego czasu. Miał jasno niebieskie oczy i długie rzęsy, kasztanowe pół-długie falowane włosy, trochę ciemną karnację, dość mocno zarysowane kość policzkowe, i uwydatnioną szczękę. Musiałam go znać. W mojej myśli był taki wyraźny, taki realny. Chłopak był postawny i umięśniony. Może widziałam go w szkole? Ale czemu, aż tak wrył mi się w mózg?! Fakt, mam słabość do chłopaków i lubię zerkać na nich w szkole, ale nigdy nie zagościli oni w mojej głowie zbyt długo.
Z myśli wyrwał mnie powiew zimnego wiatru prosto w twarz. Jakby chciał mi powiedzieć "Stój!". Rozejrzałam się i zrozumiałam, że jestem już na obrzeżu miasteczka. Dookoła mnie stały już gęściej domki, a i droga stała się asfaltowa. Kiedy ja przeszłam taki kawał?- spytałam się patrząc na nie kończącą się ciemną drogę za mną. 3 kilometry nie wiadomo kiedy przebyte. Może nie warto się zastanawiać?! Ruszyłam dalej, a ze mną przystojny chłopak. Kolejny podmuch wiatru w twarz był tak silny, że musiał przystanąć. Nie wiadomo skąd zaczęło padać. Przyśpieszyłam kroku wiedząc, że do domu jest jeszcze drugie tyle.
-Hej.-powiedział mężczyzna, którego mijałam. Odwróciłam się by spojrzeć kto to, ale mężczyzny nie było. Urojenia- usprawiedliwiłam się- Zmęczenie. Przeszłam może dwa metry i znów kątem oka zobaczyłam, że na poboczu stoi mężczyzna. Minęłam go.-Nie przywitasz się?!- spytał groźniej.
-Słucham?-Spytałam i odwróciłam, ale jego tam nie było.- Okej...-powiedziałam pod nosem i odwróciłam się na pięcie w kierunku marszu. Podskoczyłam gdy ujrzałam, że przede mną stoi ponad 2 metrowy mężczyzna o włosach koloru blond.
-Bu!-powiedział i pchnął mnie. Upadłam plecami w kałużę, a głową uderzyłam o ziemię. Co jest? Wystraszona spojrzałam w nogi. On dalej tam stał. Poczułam jak moja bluza zaczyna przemakać i robi mi się zimnom, a na dodatek deszcz zaczął lać. Mężczyzna zrobił krok ku mnie i chciał przykucnąć, ale ja odwróciłam się od niego i poderwałam. Już chciałam Rzucić się do biegu w geście ucieczki, ale powstrzymał mnie fakt, że nadjeżdżało ku mnie auto. Myślałam, że we mnie uderzy więc wysunęłam ręce, które zatrzymały się na masce czarnego Forda. Z samochodu wyskoczył młody chłopak w kapeluszu i hawajskiej koszuli.
-Wszystko w porządku?-spytał podbiegając do mnie. Szybko obejrzałam się za siebie w nadziei, że ujrzę mężczyznę, który mnie przewrócił, albo chociaż zobaczę jak ucieka, ale nic podobnego. Za mną malowała się tylko jedna z osiedlowych ulic.- Jesteś cała nic ci nie zrobiłem? Ty wybiegłaś tak... nie widziałem w ogóle skąd się wzięłaś!-położył mi rękę na ramieniu i zmierzył mnie wzrokiem czy nic mi nie jest. Dopiero w tej chwili zorientował się, że moknie.- Choć do auta. Podwiozę cię.-powiedział i podprowadził mnie do drzwiczek od strony pasażera. Otworzył je, a ja czują jak z środka wylatuje ciepło i zapach waniliowego odświeżacza do samochodów wsiadłam nie protestując. Normalnie zastanowiłabym się czy ufać nie znajomemu, ale teraz...- Jestem JD.-powiedział gdy wsiadł do auta obok mnie. Nerwowo poprawił kapelusz i spojrzał na mnie.
-Sam... Sam Wesley.
-Jak ty się tu znalazłaś?- spytał po chwili jazdy.- Gdzie cię podwieźć?- spytał bo nie odpowiedziałam na pierwsze pytanie. Byłam oszołomiona. Kim był mężczyzna? Co chciał?- Ekhem.- odchrząknął.
-Wracałam z bibliotek w Aintstone. Jakbyś mógł mnie zawieźć na ulicę Blenday?
-Pod posiadłość świrusa Antoniego?!-powiedział a ja spojrzałam na niego z oburzeniem.

;)

Dawno nie pisałam bo w szkole zapiernicz. No i jeszcze harcerstwo... :)
A poza tym nie mam za bardzo natchnienia. Do zagubionej nie mam już pomysłu na dalsze rozwinięcie. Ale niedługo (dziś lub jutro) dodam baśni bo muszę napisać na polski, a przy okazji pokaże ją wam. :) A co do Upadli coś pomyśle.
Dziś ide na "Piękne Istoty" więc może jakiś przekształcony pomysł zagość w mojej głowie. :))))
Miłego dzionka. Pozdrawiam. stranaRagazza