czwartek, 21 marca 2013

O mnie rozdział 4

Podwiozłam Johna do miasta a sama poszłam do pracy. Podczas pobytu chłopaka u mnie w domu i wspólnej przejażdżki ciągle rozmawialiśmy. To nie był taki zwyczajny miły chłopak. On był inny. Nie pasował do żadnej grupy społecznej jakie wydzieliłam w miasteczku. On po prostu był inny... Gdy poszedł do domu żałowałam, że nasze spotkanie dobiegło już końca. Za każdym razem gdy moje myśli przelatywały obok jego osoby uśmiechałam się sama do siebie. Każdy detal jego twarzy był taki sam jak widziałam zanim się jeszcze poznaliśmy. To coś niesamowitego, ale zarazem i dziwnego.    Dochodziła 6 rano. Byłam strasznie zmęczona, ale przed zaśnięciem powstrzymywała mnie myśl, że za kilkanaście minut kończę i do ręki dostane 75 dolarów. John powiedział, że rano może wpadnie i razem pojedziemy do szkoły.    Skończyłam zmianę i stanęłam przed dużym oknem, za którym malował się już od jakiejś pół godziny wschód słońca. Szare niebo zarumieniło się wstydliwie, a z nad horyzontu zaraz miała wyłonić się mała lśniąca perła. Po ulicy zaczynali krzątać się zaspani jeszcze ludzie i co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze auta. Tego ranka świat nabrał kolorów innych niż zwykle. Spojrzała za siebie na salę restauracyjno - balową. Drewniane stoły przykryte czerwonymi obrusami, nad którymi nachylał się jakiś policjant, trochę dalej siedziała starsza pani, która cierpi na bezsenność i często tu przychodzi. Gdzieś w końcu sali siedział jakiś biznesmen. W powietrzu unosił się zapach wypastowanej przed chwilą podłogi i świeżej kawy. Wzrokiem wróciłam s powrotem na różowe niebo i ze zmęczenia ziewnęłam. "Czas do domu, a potem szybko do szkoły."- pomyślałam. Szarpnęłam klamkę i wyszłam na zewnątrz gdzie otuliło mnie natychmiast zimne powietrze. Szłam przez parking patrząc na moje auto. Nagle stanęłam jak wryta. Coś nie grało. Moja podświadomość powiedziała mi, abym zwiewała. Odwróciłam powoli głowę a w drzwiach od knajpki stał wysoki blondyn. Chciałam uciekać, ale nogi jakby przywarły mi do kostki brukowej. Zaczęłam przyglądać się jego twarzy. Był to mężczyzna w wieku około 30 lat, i gdybym po prostu mijała go na ulicy nawet uwagi bym na niego nie zwróciła, ale teraz... PRZECIEŻ ON MNIE PRZEŚLADOWAŁ! I to chyba on stoi za zabraniem mi wczorajszego dnia. No bo kto inny?! Mężczyzna uśmiechnął się obleśnie i zaczął iść w moim kierunku. Ja szybko odwróciłam się i czym prędzej zaczęłam biec przed siebie. Biegłam ile tylko sił miałam w nogach. Za każdym razem gdy się odwracałam widziałam, że ON jest coraz bliżej. Biegłam uliczkami nie wiedząc do kąd. Tej okolicy miasta nie znałam... a co jeśli to zasadzka? Nagle stało się coś przedziwnego. Nie znajdowałam się już na ulicy w miasteczku tylko na klifie nad oceanem. Była ta sama pora dnia co przed chwilą. Zatrzymałam się i rozejrzałam po lesie jaki mnie otaczał. Mężczyzny nigdzie nie było. W dali ujrzałam grupkę dzieciaków w moim wieku siedzących w kręgu. Zaczęłam powoli się do nich zbliżać.
-Przepraszam! Gdzie ja jestem?!- spytałam podchodząc do nich, ale nikt nie odpowiedział. Gdy podeszłam bliżej ujrzałam, że wszyscy trzymają się za ręce i coś mówią po cichu.- Halo?!- powtórzyłam. Jedna dziewczyna która siedziała do mnie tyłem trzęsła się delikatnie, ale nikt tego nie widział bo każdy z nich patrzył się w mech pod sobą.- HALO!!!- wrzasnęłam na cały głos, ale na nic. Byłam niewidzialna. To jeden z moich najgorszych koszmarów, nikt mnie nie widzi i nikt nie może pomóc. Dziewczyna coraz mocniej się trzęsła. Nagle moja podświadomość znów przemówiła wydając ten sam nakaz- ucieczki. Zignorowałam go tym razem. Delikatnie dotknęłam niebieskiego sweterka dziewczyny.- Nic ci nie jest?!- Nagle ona uniosła głowę, a ja odskoczyłam dwa metry do tyłu. To była moja matka! Tylko, że młodsza. MOJA mama!!! Ale wyglądała dość przerażająco. Miała czarne, podkrążone oczy i była blada jak ściana.
-Sam uciekaj. Nie możesz tu być!-powiedziała.- Twój czas nadchodzi... uciekaj.- powiedziała ochryple. Z oczu poleciały mi łzy.
-Co ty mówisz?! Mamo?!-krzyknęłam. Zacisnęłam mocno powieki, a gdy je otworzyłam ujrzałam amulecik krzyża tuż przy mojej dłoni. Ręce wokół mnie zacisnęły się mocniej. Wystraszyłam się i odskoczyłam na szczęście bez większego oporu. Ujrzałam twarz Johna.
-Sam...-powiedział cicho.
-Co ty tu robisz?!- spytałam.
-Spokojnie. To chyba ja ci powinienem zadać to pytanie. Skąd wiesz gdzie mieszkam?- rozejrzałam się i ujrzałam białą framugę drzwi wejściowych pięknego, żółtawego domu. Faktycznie. To ja tu przyszłam, ale jak? Jedyną odpowiedź jaką teraz znałam brzmiała tak. Mama mnie tu przyprowadziła.-Wszystko OK?- spytał po krótkim milczeniu. Pokiwałam głową, ale skłamałam. Tak naprawdę nic nie było "OK". Byłam przerażona.-Chyba nie do końca... Właśnie miałem jechać do szkoły, a ty nagle zjawiasz się ty. Skąd tu się wzięłaś?
-Nie wiem. ... Wstyd to powiedzieć, ale nie pamiętam.- po tych słowach John na pewno weźmie mnie za wariatkę. Ale on zamiast mnie wyśmiać zmarszczył brwi i spojrzał się na mnie w taki sposób...

1 komentarz:

  1. bardzo podoba mi się Twój styl pisania :) może zajrzysz na mojego bloga?
    http://nowe-zycie-nowe-wyzwania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń