czwartek, 7 marca 2013

O mnie rozdział 3

"Jesteś taka zabawna" To było ostatnie co usłyszałam z ust blondyna zanim się ocknęłam. Musiałam odlecieć tylko na chwilę bo nadal byłam na rękach u JD, a nade mną nachylał się chłopak z mojej wyobraźni.
-Wszystko w porządku? Sam?-odbiłam się od JD i stanęłam o własnych siłach.
-Hm. Tak, dzięki. Ja już wrócę bo spóźnię się ...-teraz do mnie doszło, że podobno już byłam w szkole.- Do domu.- Nic w głowie mi się nie układało. To nie możliwe. Dopiero co wyjechałam z domu. Ja nie pamiętam, abym dojechała do szkoły! To chore!!! Ruszyłam w stronę mojego auta drepcząc po kałużach.
-O nie!- powiedział chłopak podbiegając za mną do auta.- Nie pozwolę ci teraz prowadzić. Przed chwilą zemdlałaś i zaraz też możesz, a potem... bum! I kark skręcony.-mówiąc to gestykulował rękoma aby bardziej uwiarygodnić jego wypowiedź.- Daj kluczyki, a ja cię odwiozę do domu.- zaproponował wyciągając otwartą dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na nią i na jego twarz. Wyglądał tak samo jak ja go widziałam oczyma wyobraźń. Musiałam go skądś  znać, ale skąd?  Nie! To teraz mało ważne. Ważniejsze jest gdzie zniknęło mi 6 godzin życia i kim jest mężczyzna, który mnie nawiedza! Tak, to jest ważne.-No dalej. Bo zaraz nie zostanie z nas sucha nitka.-pośpieszył mnie, a na jego twarzy zagościł uśmiech, który mnie onieśmielił. Jego śnieżno białe zęby pochłonęły moje myśli. Wszystko teraz skupiło się na uśmiechu. Po chwili się otrząsnęłam.
-Nie. Sama dojadę do domu... A, a z resztą jak ty wrócisz, hm?
-Dam sobie radę.- w końcu oddałam mu kluczyki bo wiedziałam, że nie ustąpi. Poszłam usiąść po stronie pasażera. On włączył silnik i ruszył.- To do kąd?- spytał przyjaźnie. Dopiero co go poznałam, a wiedziałam o nim dużo i sama nie wiem skąd.
-Na Blanday'a... Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś seryjnym mordercą i zamiast do domu nie wywieziesz mnie głęboko w las i nie zamordujesz, nawet nie wiem jak się nazywasz.- powiedziałam pół żartem, aby zapobiec krępującej ciszy, która miała zaraz zapaść.
-Bo po pierwsze już jesteśmy głęboko w lesie, a po drugie, morderca, który chodzi co niedziele do kościoła... nie pasuje.- mówiąc to zrobił grymas by po chwili uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
-Wiesz są różne... fobie?-nie wiedziałam czy użyłam właściwego słowa.
-Jestem John - nie odpowiedziałam. Starałam się odszukać w głowie kogoś o tym imieniu, jakiegoś wspomnienia, ale nic.- Miło mi się poznać John  jestem Sam. Nie przejmuj się zawsze próbuje oskarżyć tego kto mi pomaga.-powiedział cieńszym głosem. Spojrzałam się na niego. Po mojej twarzy przemknął uśmiech.
-Oskarżyć?-kiwnął głową, a ja westchnęłam i wzrokiem wróciłam do drogi. Wszędzie było szaro, tylko na drzewach było widać inny kolor, który niedługo i tak się zmieni. No i masz! Zapadła ta krępująca cisza.-powiedziałam sobie w głowie. Rozejrzałam się dookoła by znaleźć jakiś temat do rozmowy, lecz po chwili się poddałam. Zaczęłam się znów zastanawiać, ale to nic nowego bo robię to ciągle od wczorajszego wieczoru.
  Po 5 minutach dojechaliśmy pod mój dom. Faktycznie było już popołudnie bo pod domem stało auto Ashley. Ashley! Miałam dziś wziąć wieczorny dyżur jako kelnerka!!! Kurde, chyba zacznę sobie wszystko zapisywać bo coraz częściej o czymś zapominam! Spojrzałam się na Johna.
-Słuchaj, będę mogła cię podrzucić autem do miasta, bo przypomniało mi się, że muszę iść do pracy.
-Chętnie skorzystam.-powiedział miło. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze godzinę do zaczęcia. Musiałam zaprosić Johna do domu bo nie będzie tu siedział tyle czasu. Spojrzałam się na niego z zakłopotaniem i przygryzłam dolną wargę. Zawsze to robiłam gdy byłam zakłopotana.- Coś nie tak?- spytał od razu. Jakby wiedział o czym myślę. Nie mogłam go teraz odprawić z kwitkiem i powiedzieć, aby sobie poszedł bo już mu obiecałam podwózkę, a co do zaproszenie do domu to trochę się obawiałam. Nikt nie bywał  u nas w domu, prócz Ashley. Mógłby rozgadać coś głupiego na temat mojego brata. Spojrzałam mu w oczy. W jednej chwili zrozumiałam, że on nie jest taki.- Sam?
-Wejdziesz do środka. Do wyjścia do pracy zostało mi jeszcze trochę czasu.- chłopak się zgodził. Przebiegliśmy przez podjazdowe błoto i wbiegliśmy na werandę. Mimo to i tak byliśmy już przemoczeni. Weszliśmy do domu. Od razu zauważyłam, że w kuchni przy książkach siedzą dwa osobniki i wyglądają jak przy rytuale godowym.-Wróciłam!- powiedziałam do brata, a ten z uśmiechem spojrzał się w moją stronę, ale jego wyraz zaraz się zmienił jak ujrzał, że jest ze mną jakiś chłopiec.- Będziemy na górze.- powiedziałam i pchnęłam Johna schodami na górę, ale mój brat był szybszy. W mgnieniu oka doskoczył do mnie i złapał za łokieć zatrzymując.- John idź na górę do mojego pokoju. Są to pierwsze drzwi na wprost. Rozgość się.- gdy ten tylko zniknął nam z oczu, mój brat zaczął.
-Kto to?!-spytał szeptem, ale widać było, że jest lekko zły.
-Mój kolega. Nazywa się John.-brat domagał się więcej informacji. Poczułam się jak na  spowiedzi. Nigdy go nie okłamałam tylko czasami czegoś mu nie mówiłam, teraz też tak chciałam zrobić.- Podwiózł mnie bo... chciał pożyczyć zeszyt, który mam w domu... przy okazji przebiorę się już do pracy i podwiozę go na miasto.- to mu musiało wystarczyć. Antoni mnie puścił. Ale widziałam, że teraz będzie bawił się w 'szpiega'. Chronił mnie jak bogowie Olimpu ognia i za to go kochałam. Wiedziałam, że robi to dla mnie, i że mnie nie okłamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz