sobota, 26 stycznia 2013

Zagubiona cz.5

Przybyli tu. Czarni Jeźdźcy. Znów poczułam ból głowy gdy usłyszałam ich pisk. Z łóżka poderwali się hobbici. Spojrzałam się na Aragorna, ale on wpatrywał się w ogień ledwo tlący się w kominku. Był całkiem spokojny. Dlaczego? Może nas wydał im?
-Wyruszamy jak wyjadą.-powiedział spokojnie. Hobbici szeptali coś między sobą. Moje wątpliwości od razu się rozwiały.
  Z budynku obok było słychać krzyki kobiet, dzieci i mężczyzn. Czyli zobaczyli już rycerzy cienia. Te krzyki przypominały te, które słyszałam przed wyjściem z wioski. W obu przypadkach było tyle samo bólu i rozpaczy. Żal przepełnił mnie całą. Schowałam twarz w rękach opartych o kolana. Chciałam schować łzy, które mimowolnie uciekły pod wpływem wspomnienia tego okropnego popołudnia gdy musiałam uciekać z mojej wioski. Aragorn dotknął mojego ramienia w geście pocieszenia. Starałam się nie reagować. Na dodatek moja głowa bolała mnie niemiłosiernie. Po chwili wszystko ucichło i było słychać oddalający się stukot kopyt. Całkowitą ciszę zakłócały tylko iskry w kominku.
    Rano obudziłam się na fotelu. Przez okno wpadały promienie słoneczne. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było w porządku tylko brakowało mi nowo poznanego kompana. Spojrzałam na drzwi, które były delikatnie uchylone. Wstałam cicho i zeszłam do prawie pustego baru. Przy ladzie siedział Obieżyświat- jak go tu nazywają, a przed nim stała 'milutka' kelnerka. Zeszłam po schodach na dół i nagle usłyszałam, że hobbici rozmawiają w pokoju. Także już wstali. Usiadłam obok niego i się na niego spojrzałam. Spojrzał na mnie również. Mogłabym przysiąść, że na jego twarz przez chwilę gościł uśmiech.
-Gdy spałaś pozwoliłem sobie obejrzeć  twoją broń. Masz solidny miecz. I dałbym głowę, że gdzieś już taki widziałem.
-Możliwe. To miecz mojego ojca.-spojrzałam się na drewniane schody, po których zbiegli moi towarzysze pełni energii. Stanęli za nami z uśmiechami na twarzach.
-To co ruszamy?-spytał Pipin. Aragorn przytaknął. Gdy już sprawdziliśmy czy wszystko mamy ruszyliśmy na północ w stroną gór Mglistych.-Gdzie teraz idziemy?
-Do krainy elfów.-odpowiedział.
  Szliśmy lasem dzień i noc robiący tylko przystanki na zjedzenie czegoś. Nasz przewodnik powiedział, że później odpoczniemy, a teraz najlepiej jak najszybciej dojść do Rivendell.
  Nogi zapadały się w błocie, które powstało ostatniej nocy. Słońce wyłaniało się znad koron drzew oświetlając nasze twarze. Zieleni była wszędzie. Czułam się wypoczęta i pełna energii choć od ponad 24 godzin nie odpoczywałam. Pipin i Marry szli z uśmiechami na twarzy. Ptaki radośnie śpiewały. Aragorn szedł na przodzie. Przez większość drogi nawet raz nie sprawdził czy wszyscy idziemy. Wydaję się być lekkim dziwakiem. Hm, ale może zbyt pochopnie go osądzam? Tak jak ludzie w mojej wiosce.
  Hobbici ciągle coś nucili, ale po dłuższej chili ich nucenie zamieniło się w śpiewanie. Spojrzałam się na Froda i Sama z uśmiechem i obaj mi odpowiedzieli. Obok nas szedł Pipin i Marry podskakując i śpiewając.
-(...) Hej, hej wesoło nam, że pogodę dzisiaj ładną mam. Hej, hej wesoło mi, że w mej paczce fajkowe zioło tkwi.
Cóż dziwnego, że hobbit skacze kiedy ktoś inny ciągle płacze, Cóż dziwnego, że rozśmieszyć dzisiaj twoją buzię chcę!Hej, hej wesoło nam, że pogodę dzisiaj ładną mam. Hej, hej wesoło mi, że w mej paczce fajkowe zioło tkwi.(...)-śmiałam się do siebie pod nosem. Trzeba się cieszyć bo wiem, że za chwilę będę musiała przestać. Hobbici śpiewali tak przez pół godziny.-(...) Cóż złego, że w hobbicie wsparcie maaaaaaaaasz? Tego nie wiem już sam! HEJ!-zaczęłam cicho klaskać by pokazać, że choć było to męczące to bardzo mi się podobało. Nagle Aragorn stanął, a ja niezdarnie zaparzona w hobbitów na niego wpadłam."Cicho." uciszył nas. Moja głowa znów zaczęła boleć. Zrozumiałam, że to oznaka, że zbliżają się ONI. Wszyscy się po chowali. Tym razem mój ból się szybko nasilił. Już miałam wskoczyć do kryjówki, w której znajdował się Sam i Frodo kiedy poczułam jak coś przeszyło moje ramię. Była to strzała. Aragorn nie czekając wyskoczył i zaczął z nimi walczyć. Frodo chciał pójść w jego ślady, ale mu zabroniłam i kazałam siedzieć aby nic mu się nie stało. Byłam otumaniona i przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Oglądałam jak Aragorn, Pipin i Marry dzielnie walczą. Gdy się otrząsnęłam chwyciłam za mój miecz i dołączyłam do nich. Jeden z NICH zniknął mi gdzieś z oczu i ujrzałam jak godzi Froda sztyletem. Wyjęłam strzałę z kołczanu i strzeliłam do niego. W tym samym momencie kiedy grot strzały wbił się pod czarną szatę usłyszałam  pisk. Wszyscy wrogowie wsiedli na konie i zaczęli uciekać. Poczułam silne zawroty głowy. Ktoś do mnie podszedł z tyłu i coś powiedział, ale nie rozumiałam co. Miałam chwilowe problemy z koncentracją. Czułam się jakbym śniła. Wszystko dookoła wirowało. Znów ból. To Aragorn wyjął strzałę z mojego ramienia.
-...Jad już wsiąkł. Tak samo jak u Froda.
-Jad?-spytałam.- Co z Frodem?-podniosłam się szybko. Szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet, że klęczałam. Nie mogłam zapanować nad nogami. Aragorn wziął niziołka na ręce.
-Dasz radę iść?-w odpowiedzi skinęłam.- Może twój organizm lepiej sobie poradzi. Chodźmy! Musimy jak najszybciej dojść do Rivendell.
 Do miasta elfów jak powiedział Aragorn było półtora dnia drogi. Musieliśmy iść szybko.
 Widziałam jak Frodo opada z sił. W połowie drogi gdy na niego spojrzałam wyglądał przerażająco. Jego oczy jakby były brudne, a od tego brudu białe. Pod oczami miał sińce i był jakby nie przytomny. Szczerze mówiąc ja też nie czułam się najlepiej. Powoli zaczynały boleć mnie kończyny i brzuch. Czułam jakby uciekała ze mnie energia. Postanowiłam iść z tyłu by nikt nie widział co się ze mną dzieje. Co jakieś dziesięć metrów moje nogi odmawiały dalszej drogi i uginały się w kolanach. Wtedy szybko łapałam się czegoś i podciągałam się. Po drodze, nie pamiętam kiedy dokładnie dołączył do nas przyjaciel Obieżyświata. Był to elf o długich blond włosach. Powiedział, że wyszedł nam na przeciw po za długo idziemy. Nie wiedział, że jest aż tak źle. Kilka razy musiałam go upewniać, że nic mi nie jest i nie potrzebuję pomocy. . .
 W końcu doszliśmy do właściwej drogi, a stamtąd jak mówił nasz przewodnik była już niedaleka droga do celu. Przy rzece czekała na nas piękna elfka na koniu, która zabrała Froda by szybciej go dowieźć i wyleczyć. Pytała się czy mnie też zabrać bo wyglądam źle, ale się nie zgodziłam. Dobijało mnie to, że tak bardzo po mnie widać, że źle się czuję. Gdy odjeżdżała wyprostowałam się i szłam szybko. Przez chwilę o wszystkim zapomniałam. Nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem słaba. Nie wiem skąd elfka wiedziała, że będzie nam potrzeba. Może miała jakiś dar?
  Szliśmy, a droga coraz bardziej mi się dłużyła. Wędrowaliśmy w milczeniu bo wszyscy martwili się o Froda. Nawet nowo przybył elf. To Frodo odgrywał tu główną rolę, a teraz coś mu zagrażało. Gdy zapadł zmrok czułam, że zaraz upadnę. Nogi uginały się pode mną bez mojego pozwolenia coraz częściej.
-Już niedaleko. Tylko przejdziemy most i polanę koło gorących źródeł.-powiedział i wskazał drogę. Wszystko przed moimi oczami rozpływało się. Widziałam tylko kręcący się most, który widniał w niebieskiej poświacie. Most był ze starych desek pod którymi były bagna. Nie wiem kiedy straciłam przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz